na czerwonym świetle

Z dzieckiem w Warszawie – na przejściach, na czerwonym świetle



Czerwone światło. Przejście dla pieszych na dużym skrzyżowaniu w Warszawie. Tłum ludzi wracających z pracy czeka na zielone światło. Niektórzy patrzą w lewo, w prawo, jeszcze raz w lewo. Nic nie jedzie. Pewnym krokiem przechodzą więc na czerwonym. Za nimi rusza kilka kolejnych osób, pośród nich rodzice trzymający mocno za ręce swoje dzieci – mocno, „żeby było bezpiecznie”…

Przechodzenie z dzieckiem na czerwonym świetle. Karygodny błąd nr 1

To sytuacje bardzo częste w Warszawie. Wiadomo, duże miasto, pośpiech, obowiązki, wieczne opóźnienia – każda sekunda się liczy. Nawet ta „zaoszczędzona” na nieczekaniu na zielone – bo i tak nic nie jedzie. Widzę to prawie codziennie. Jeśli robi tak rodzic idący z dzieckiem, to dla bezpieczeństwa, dodatkowo mocniej ściska dłoń swojego malucha, żeby mu się broń Boże nie wyrwał na tym czerownym. Rzeczywiście nic nie jedzie – „można” więc śmiało iść, co z tego, że na czerwonym.

na czerwonym świetle

Inni czytali także: Czy gra Fortnite jest bezpieczna dla dzieci? >>>

Apel do rodziców. Nigdy tak nie róbcie. Co z takiego zachowania rozumie i zapamięta małe dziecko? Że od zasady, że przechodzi się tylko na zielonym świetle, są odstępstwa. Następnym razem, gdy będzie wracało ze szkoły samo, weźmie przykład z rodziców. Nic nie jedzie? Idę na czerwonym. Tylko że wtedy coś może akurat nadjechać. Wystarczy raz. O jeden raz za dużo. Bum! Niebieski parawanik, a przy odrobinie szczęścia „tylko” obtłuczenia lub złamania. Czyja to wina? „No dziecka, bo przechodziło (a może nawet przebiegało) na czerwonym”. Czy na pewno dziecka? A może to wina rodzica, która dał raz, czy kilka razy przykład, że od zakazu przechodzenia na czerwonym są czasem wyjątki? Jeśli pozwalamy sobie, na takie wyjątki, ciągnąc przy tym dziecko za rękę na czerwonym, to pamiętajmy, że komunikat dla dziecka jest wtedy prosty. Czerwone nie zawsze oznacza STÓJ! „To ja – dziecko, oceniam czy iść, czy czekać (i tracić czas)”.

Całe nasze gadanie, nauka w szkole, powtarzanie przez babcie, dziadków – „na czerwonym nigdy nie wchodź na ulicę” – to wszystko jest po jednym takim razie nic niewarte. W oczach naszego dziecka.

Przechodzenie na czerwonym świetle w obecności dzieci. Karygodny błąd nr 2

Załóżmy, że nie mamy dzieci. Co więcej, bardzo nam się śpieszy. Znowu – jest czerwone, ale nic nie jedzie. Przechodzimy, a nawet przebiegamy na czerwonym – żeby było jeszcze szybciej. Nie wiemy nawet, że obserwują nas jakieś dzieci. Co z tego? Przecież to nie nasze dzieci. Nawet jeśli któreś z nich umrze za kilka miesięcy czy lat na przejściu – na czerwonym świetle, nigdy nie powiążemy tego faktu z naszym przebieganiem na czerwonym świetle wtedy – „bo wtedy nic nie jechało”. Jednak to wystarczy, bo widzi to jakiś mały człowiek i właśnie wyciąga z tej obserwacji wnioski na resztę – być może krótkiego – życia.

Samochód potrącił dziecko na przejściu w Warszawie

Takie będą nagłówki artykułów w lokalnych mediach. Dziecko samo wybiegło i nie wiadomo dlaczego…

Apel, prośba. Jeśli to czytasz, a masz dzieci, przemyśl to i postaraj się nigdy, ale to nigdy nie przechodzić z dzieckiem na czerwonym. Choćby była trzecia w nocy, a najbliższy samochód był 3 kilometry dalej. To prawda, nic Was nie potrąci, ale efektem ubocznym będzie to, że dziecko dowie się, że nie zawsze czerwone oznacza stać i czekać.

Jeśli nie masz dzieci, to teoretycznie, rzeczywiście nie Twój interes. Jednak pomyśl, czy te kilka sekund wcześniej po drugiej stronie ulicy, wartych jest czyjegoś zdrowia lub życia? Jeśli naprawdę Ci się śpieszy, to patrząc czy nic nie jedzie, rozejrzyj się proszę, czy na przejściu nie czeka na zmianę światła jakieś dziecko. Wiem, że nie Twoje, więc nie Twoja sprawa, ale Twój przykład może zmienić jego życie na zawsze, być może na wieki.