Szpital Niekłańska

„Szpital Niekłańska” – Szpitalny Oddział Ratunkowy, dla dzieci…



Czasem w życiu naszych dzieci mają miejsce wydarzenia, po których powtarzamy sobie w myślach „gdybym tylko mógł cofnąć czas”. Takimi sytuacjami w Warszawie zajmiemy się dziś. Gdzie pojechać? Co zrobić? Co będzie dalej? Złamania, krwotoki, zwichnięcia, wysypki, bóle itd.– gdy zbliża się noc i dzienne placówki służby zdrowia są zamknięte wybór mamy niewielki. Szpital Niekłańska z dzieckiem…

Szpital Niekłańska z dzieckiem

W zależności od tego gdzie mieszkacie oraz „pilności przypadku” a raczej wypadku, musicie zdecydować na jaki oddział ratunkowy pojechać. Jeśli przypadek nie jest naglący warto nadłożyć drogi i pojechać na ulicę Niekłańską. Piszę to oczywiście na podstawie jedynie naszych doświadczeń i nie mam póki co porównania z innymi placówkami w Warszawie i prawdę mówiąc nie chciałbym mieć.

Złamania, pęknięcia, zwichnięcia - dla każdego coś niemiłego

Złamania, pęknięcia, zwichnięcia – dla każdego coś niemiłego

Jedni rodzice mają bardziej „dynamiczne” dzieci, inni mniej. Nam akurat trafiły się takie z tej z pierwszej grupy. To dlatego mieliście okazje przeczytać już kiedyś na tym blogu o środku na siniaki, który działa cuda i do którego posiadania w każde chwili dnia i nocy zachęcamy w tym wpisie >>>   

Jeśli jednak stało się coś, czemu Badabum nie da jednak rady, wsiadajcie w auto i jedźcie do Szpitala Dziecięcego  im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza.

Oczywiście nie mamy doświadczeń we wszystkich rodzajach przypadłości, jednak 2 wizyty jakie byliśmy zmuszeni dotąd w nim odbyć utwierdziły nas w przekonaniu, że personel po pierwsze wie co robi, a po drugie każdorazowo sprawia wrażenie jakby nie robił tego za karę.

W poczekalni powita Was widok ludzi z dziećmi w kilku rzędach krzeseł. Coś jak w kinie, tylko ekranu z przodu nie ma.

Przeczytaj także, kino Praha dla dzieci >>>

„Szpital Niekłańska” – Szpitalny Oddział Ratunkowy, dla dzieci…

Jak łatwo się spodziewać miny mają nietęgie a atmosfera jest jakby „przybita”. Nie dziwne, każdy z nich czeka na swoją kolej i z niepokojem uspokaja swoje dziecko, niektórzy od kilkunastu minut, inni od kilku godzin. Tak, to możliwe, bowiem każdy mały pacjent klasyfikowany jest na podstawie czterostopniowej „skali pilności”. Pielęgniarka w rejestracji ocenia na ile pilny jest każdy przypadek, który pojawia się z rodzicami w drzwiach. My mieliśmy to szczęście, że nasz przypadek umożliwił nam oczekiwanie rzędu 4 godzin – tak, oznacza to tyle, że nie był aż tak pilny i poważny, ot po prostu pęknięta kość kciuka.

W tym czasie, mamy okazję na edukowanie naszych dzieci. Przez korytarz kolejno przewijają się coraz to nowe przypadki: chłopczyk z bólem głowy, dziewczynka z bólem brzucha, kilkunastoletni kibic z obitą buzią i troskliwą mamą trzymającą go od godziny za rękę. Inna mała pacjentka przyszła tu z wielką wysypką na twarzy i gdy zajmuje miejsce w zatłoczonej poczekalni, inni oczekujący nagle muszą zaczerpnąć świeżego powietrza i dalsze oczekiwanie kończą w korytarzu obok…

To co zwraca uwagę to podejście personelu. Działają szybko i zdecydowania (uwzględniając wspomnianą wcześniej skalę pilności przypadków). Ale jak już nasza pociecha trafia w ich ręce, po pierwsze widać, że siedzą w tym nie od dziś, po drugie nie robią łaski. Tak, poczujecie się tu zdecydowanie lepiej niż w oddziale ZUS. O drugiej nad ranem mają dla naszego dziecka uśmiech podczas badań, a dla rodziców zrozumienie ich niepokoju i trafną (jak zakładam) diagnozę.

Komu polecamy

– środek nocy, względnie wieczór a u Was mały wypadek, na szczęście nie na tyle poważny, żeby kwalifikował się do wezwania karetki.

Komu nie polecamy

– panikarzom, tacy są tam znani i rozpoznawani już w wejściu – a jak już wiemy, im mniej potrzebujący pomocy pacjent, tym dłuższy czas oczekiwania i nie ma zlituj.

Praktyczne wskazówki

– Szpital dysponuje własnym parkingiem. 5 zł za godzinę, więc jeśli Wasza sprawa jest pilna, wystarczy pewnie 5 zł, jeśli natomiast jestecie panikarzami, szykujcie się na wydatki lub szukajcie miejsc parkingowych na pobliskim osiedlu – życzę powodzenia, będzie potrzebne.

– wewnątrz nie można robić zdjęć, dlatego wybaczcie, że do tego wpisu nie ma jakiejś powalającej dokumentacji fotograficznej…